"... kierujemy się na ogół tą maksymką, moc radości wzmacniać smutku odrobinką..." Jeremi Przybora

niedziela, 28 kwietnia 2013

A dziś ...

dokładnie dojrzałam wiosenną, lekką, soczystą zieleń na drzewach. Pierwsze listki, pierwsze pąki. Ptaki jak szalone toczą rozmowy. Gołębie grr grr grr grr. Tygrysa Tygrysowicz grrrrrrrrrrrr obok na stole. ------------------------- Powinnam dziś dalej pisać to, co piszę od jakiegoś czasu, a czego właśnie dziś bardzo nie chce mi się pisać. A muszę, oj muszę. A nie chce mi się dziś może nawet bardziej niż bardzo... Tym bardziej (ale się "zabardziejowałam"), że słyszę sąsiadów nad nami mile się goszczących, także balkonowo. I słyszę te gołębie, te ptaki, Tygrysssę, która nie dość to grrrrrrrrrrrrrr, to jeszcze tak uroczo zwinięta z pyszczkiem pod pasiastą końcówką ogona. (I jedno zielone oko właśnie spoziera na mnie. Bardzo lubię gdy tak sobie leży, od czasu do czasu spojrzy na mnie i gdy widzi, że też na nią patrzę wydaje taki miły dźwięk, krótkie mmggrrr? z tym właśnie znakiem zapytania na końcu, jakby pytała "tak???" lub "o co chodzi??") I nawet tą zieleń jak rośnie słyszę:-) ------------------------- Właśnie sobie uświadomiłam, że do mnie też powinno się stosować to samo określenie, które nadałam mojej Mamie - mistrz dygresji:-) Trzeba to przemyśleć:-) ---------------------------------------- No więc miałam dziś pisać. Owszem, otworzyłam Word, owszem napisałam "dla podjęcia działalności niezbędnę jest, zgodnie z art. 14 ust. 1 i 2 ustawy o " i sił zabrakło. Myślę sobie: kawa! O! Ta mi pomoże! Kostka czekolady! Tym razem Ritter. O! Ta mi też pomoże! Jak tu jednak kawa, jak tu czekolada bez chwili śmigania po Merlinie.pl? A potem może do kogoś zajrzę ... Dziś zaczęłam od profesora Bralczyka, miłość moja wielka ... -------------------- A była to 10 z minutami, czyli niedzielny "skoroświt" :-) ------------------------ I trzask prask! A tu już 17... I wyrzuty sumienia. I zaraz też myśl, że przecież wszystko na czas zrobię, innej opcji nie ma. I przecież też mogę na chwilę zwolnić i się poleniwić. ------------------ I znowu ta dygresja:-) Bo miałam o tym, że wędrówka po blogach jest fantastyczną przygodą już dla nazw samych. Kiedyś moja koleżanka pisała pracę o nazewnictwie zawodów. Jak ciekawą mogłaby być praca o nazwach blogów:-) Czy też nazwach - imionach blogerek. ----------------------- Jest tu o czterech kątach: Dom na Wygnanku, W Moim Magicznym Domku, Przytulny Dom, Home by Wolff, Fairy in The House, Sweet Home, Mój Dom - Moje Miejsce. I świat latający: Ladybird, Fruwalnia, Osowiała Sowa, Ważka, a i Fairy in The House także chyba można tu zaliczyć. I coś z pudełka ze słodkoścami: Milka, Bombonierka. I nieco błękitu: Pod Moim Niebem, Pod Norweskim Niebem. I fauny (czy flory? To tak ja nigdy nie wiem gdzie obojczyk gdzie miednica :-)) sporo: znowu Osowiała Sowa, Zakręcona Kurka, WOLFFianka, The Mouse House, Mysza, Kocikowo, Ważka. Anielsko kojarząca się Jednoskrzydła. I tajemniczo brzmiące Ushilandia czy Nangijala. I piękne i wprost Małgorzaciarnia. Manualnia. I Ania i Jej Cuda Wianki. I ulubione moje z dzieciństwa późnego, a i z teraz, Wymarzony Dom Ani. I Manufaktura Dobrych Klimatów. Pasje Utajone. I na przekór Pod Szczęśliwą 13. I też, a zupełnie na przekór zawartości: Dwie Lewe Rączki. I sprytne All Things Pretty. I ciepłe, przytulne Spod Kocyka. I magiczne: Uwielbiam Czarować. I Fotoszepty. Wszystkie tak ładne, każde na swój sposób. I te jakby ulotne: Reminescencje w Wolnej Chwili, Efemerycznie, Zamiast, Nic Nie Wiem, Minął Dzień, Lubię ... Tymczasem. I jeszcze dużo, dużo, dużo ... i tak dalej. ------------------------------- Tak trochę magicznie się czuję, może to i dziecinne, czy lepiej powiedzieć: pensjonarskie, gdy tak sobie czytam te wszystkie nazwy, tytuły. Maleńkie przyjemności codzienne:-) O! I ładna nazwa bloga by była:-) --------------------------------------- A dziś też jest taki dzień, kiedy to sześć lat temu wyszłam po pierwszych 32 dniach, totalnego zamknięcia na amen, w klinice. Pamiętam jak byłam przerażona, że gdy tylko zamknę za sobą drzwi oddziału natychmiast padnę trupem i nikt nie będzie umiał mnie ożywić, ba! pomóc jakkolwiek:-) Przeżyłam, jak widać;-) W związku z paniką skoczyło mi ogromnie ciśnienie, mdliło mnie niemożebnie (co zresztą było stanem permanentym choroby, a potem i efektem leczenia, przez jakieś dwa lata) i zapodano mi tabletkę na uspokojenie. Dowiedziałam się, że wszyscy wypuszczani po pierwszym cyklu i pierwszym zamknięciu mają taki ogrom strachu w sobie. A mówią, że nasze szpitale nie budzą zaufania ... ------------------------------------------------ Bałam się, że nie wejdę w ciuchy. Miałam wrażenie, że jestem tak napuchnięta i nawodniona od leków, kroplówek i chyba tysięcy litrów wody, które musiałam pić, że nie ma możliwości wciśnięcia się w spodnie, które czekały na mnie w magazynie szpitalnym, a w których przybyłam na ... kilka dni badań:-) Tymczasem musiałam je przewiązać paskiem od szlafroka:-) I zaraz po spodniach, pierwsze zawiązanie chustki na głowie. Czerwona w groszki, żeby było pogodniej. Pierwsze założenie szkieł kontaktowych i pierwsze pomalowanie rzęs od 32 dni. Rzęsy to jedyna ładna rzecz jaką mam po rodzicach:-) Reszta dostała się mojemu Bratu:-) Były to z pewnością śmieszne, ale bardzo ważne aspekty powrotu do świata. --------------------- I stale uśmiechałam się do siebie w lustrze, a nawet podskakiwałam radośnie:-) ----------- I jaka to frajda robić właśnie takie rzeczy. I ubierać buty, i wiązać kokardkę ze sznurówek. ---------------- Przyjechał po mnie Brat, ten co to mu się dostała cała uroda z rodziny. Zresztą moja jedyna sztuka posiadanego Brata. I choć sześć lat ode mnie starszy to mój Już Bliźniak:-) Wyszłam przed klinikę i byłam oniemiała z zachwytu. Zupełnie nie pamiętam co do mnie mówił Brat. Było tyle zieleni, soczysta młoda zieleń listków, jakieś bratki na dziedzińcu szpitala. I z bliska koty, które widywałam przez okno. I tyle osób wokół. Kolorowo. Słonecznie. Życie! Mój Brat oczywiście jechał swoim rytmem. Uświadomiłam mu, że nie po to brałam chemię by mnie teraz zabił:-) Droga Szczecin - Goleniów wprawiła mnie w kolejny, a w zasadzie nieustający zachwyt, że zielono, że drzewa, że chmury, że samochody nawet! ------------------------------- A i pośmiałam się trochę, gdy pod domem zobaczyłam sąsiada. To jest, gdy sąsiąd mnie zobaczył. Cofnął się z ganku bloku i stanął przy drzwiach, dłuuugo mi się przyglądał, dopóki nie minęliśmy go i nie weszliśmy do budynku. Może liczył na jakieś spektakularne widowisko? Będę świecić własnym chemicznym światłem... Będę smętnie powiewać końcówkami kroplówek... Może chociaż spektakularnie zemdleję... I nic! --------------------- A dom wydawał mi się najpiękniejszym miejscem na ziemi. Mama, Sierściuchy, zupa pomidorowa, książki, moje łóżko, wanna... i brak konieczności załatwiania się do przewielkiego słoja celem sprawdzenia czy ilość płynów wypitych równa się ilości płynów wypływających z organizmu:-) -------------------------------Akrobacje nad słojem, gdzieś pomiędzy ubikacją, zlewem a brodzikiem oraz dwie kroplówki podłączone do żył - czyli stojak z kroplówkami i często z maszynerią odliczającą ilość kropli na minutę - plus mdłości i zawroty głowy i, ogromny brak sił ... powinny być dyscypliną sportową! Skakanie o tycze? 1500m z przeszkodami? Podnoszenie ciężarów? Maraton? Pikuś! :-) :-) Odrębną dyscypliną winno być także TRAFIENIE do słoja, zwłaszcza w takich okolicznościach:-) ------------------- Moja Mama kilka pierwszych dni, zresztą i tak po 14 dniach planowo z powrotem do kliniki, bała się, że nagle trup - nieboszczyk. Dokładnie jak ja na minuty przed wyjściem na wolność. Pędząc w nocy - bardzo radośnie!! z wiadomych względów:-) - do ubikacji mogłam być pewna, że zaraz przy drzwiach będzie Mama z pytaniem "co się dzieje?". Rozumiem moją Mamę, choć mnie to bawiło trochę. Najgorszą rzeczą jaka może się przytrafić to choroba, cierpienie bliskiej osoby. Bezsilność. Gdybym chciała wtedy gwiazdkę z nieba moja Mama na pewno by mi ją przysniosła:-) :-) ---------------------- Najbardziej z tego dnia pamiętam właśnie to uderzenie zielenią, słońcem, barwami, ciepłem. ------------------------------------ Pamiętam scenę z "Podwójnego życia Weroniki", gdy Weronika wystawia twarz na ulewne, letnie niebo ... A potem inną scenę, gdy Veroniqe (nie wiem czy dobrze piszę) z zamkniętymi oczyma uśmiecha się do słońca... ------------- Tego dnia na pewno byłam najszczęśliwszą osobą na świecie:-) ------------------------------ Czego i Wam, nie tylko jednego, ale KAŻDEGO DNIA, bardzo życzę ---------------------------- Edyta z Kubkiem Kawy -----------------------------------Już nie dodaję skąd te kreski robiące za akapity, bo to staje się męczące dla ewentualnych czytających i może troszkę dla piszącej :-) Padam do nózek:-)

17 komentarzy:

  1. jak zwykle mi wstyd....i czerwienię...czytając Ciebie...a czemu..? to Ci powiem jak przyjadę po te cuda z imionami...:) dziękuję Edytko...ło matko! chyba nigdy tak Cię nie nazwałam....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ło matko jedyna! Świat się kończy! Faktycznie ... nigdy mnie tak nie nazwałaś:-) Dziwnie to brzmi:-) :-) hi hi! A czemuż to się czerwienisz, pojęcia zielonego nia mam:-) aż ja się czerwienię z emocji cóż to może być?????

      Usuń
  2. Pamiętam ten okres .. jak trudny był. Pamiętam też jak się nie poddawałaś. Pamiętam jak innym dawałaś otuchy. Pamiętam wszystko i cieszę bardzo, bardzo, że choroba nie zwyciężyła, że mam Ciebie przy sobie !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och proszę, nie tak smutno ... Było i - mam nadzieję - nie wróci! A ja się cieszę, że mam Ciebie, Dziecko Drogie :-) Zwłaszcza, że na Ciebie trafiały dwie, z moich dwóch oficjalnych! publicznych!, chwil słabości:-) Ale miałaś farta:-)

      Usuń
  3. Edytko, czytając to, widzę jak dużo przeszłaś i ile ciężkich chwil przeżyli Twoi najbliżsi,brat i mama.Podziwiam Cię i chylę czoła...bo podobno tylko ludzie, którzy przeszli przez to samo, potrafią zrozumieć drugą osobę.
    Jesteś wielka!
    Ściskam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam. Ja musiałam tylko zdrowieć, i tyle. Żadna zasługa. To moja Rodzina, ta bardzo bliska, jaką okazała się w zasadzie cała Rodzina Wszem i Wobec, spisała się niesamowicie. W czasach "pokoju" bywa różnie, jak w każdej rodzinie, ale w czasach "wojny" to ze świecą takiej drugiej szukać:-) A Przyjaciele i Znajomi równie genialni mi się trafili. Nie miałam wyjścia, trzeba było zdrowieć, inaczej by mnie ... zabili! :-))))) ps. co najgorsze, przez jakiś rok po przeszczepie nie mogłam jeść czekolady ... wyobrażasz sobie mój ból?:-)

      Usuń

    2. W rodzinie - siła...
      a przez rok nie jeść czekolady...to na pewno teraz odbijasz to
      sobie ?:-)

      Usuń
    3. Staram się, BARDZO STARAM:-), nie ... ale, że mam słabą silną wolę ...:-)

      Usuń
  4. Po prostu pozdrawiam... Alabama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Siedzimy obok siebie w tym samym czasie :-) Też pijesz herbatę?

      Usuń
    2. I także po prostu pozdrawiam:-) :-) :-)

      Usuń
  5. Otworzyłyśmy dziś z Żabą sezon rowerowy - ona jeździła a ja obserwowałam z ławki. Fajnie było. Dla rozweselenia - wejdź na stronę ZSB-D Poznań, jest tam nowy lipdub i ja w nim w y s t ę p u j ę, z mieszanymi uczuciami zresztą... Alabama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O... Umieram z ciekawości! Już próbuję odszukać. W Y S T Ę P U J E S Z ... Szok!

      Usuń
  6. Twój post jest mi cholernie bliski... ale ja stoję po drugiej stronie barykady... niestety po tamtej stronie już nikt nie odpowiada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi przykro... Nie zawsze się, cholera!, wygrywa. Niesprawiedliwe. Z tej strony też stałam, sporo razy. Stąd moje przekonanie, że właśnie po tej stronie barykady, jak to ładnie ujęłaś, jest najtrudniej. Chcesz pomóc, zrobić COŚ, wybłagać gdzieś, odroczyć ...

      Usuń
  7. Edytko, jak tylko znajdę chwilkę czasu, to zajrzę dziś na Twego bloga:D Teraz dodam sobie do obserwowanych, żeby nie zapomnieć:) I piszę, żeby podziękować za miłe wpisy i przeprosić Cię. Usunęłam jeden Twój koment w mym Candy, żeby potem się nie pomylić przy liczeniu losów. Ale usunął się tekst (który skopiowałam wcześniej, żeby nie przepadł) a wpis i tak został. Więc wkleiłam Twój tekst ale pod moim nickiem...aaaaa!!!!Namieszałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ładnie namieszałaś:-) Bo tak naprawdę to ja namieszałam u Ciebie, pamiętam, pamietam:-)
      Zapraszam, zaglądaj, jeśli tylko i kiedy tylko przyjdzie Ci ochota:-)

      Usuń